czwartek, 5 marca 2015

Tarta gruszkowa z bezą



Dziś mam dla Was tartę gruszkową w towarzystwie słodkiej i piankowej bezy. Do porannej kawy!

http://www.lendryggen.pl/2015/03/05/tarta-gruszkowa-z-beza/

poniedziałek, 2 marca 2015

NOWY DOM.



Zapraszam Was do nowego domu Lendryggen'a!
Już pewnie jesteście tam przekierowani :))

Lendryggen.pl

piątek, 27 lutego 2015

Pasztet z gotowanego mięsa, czerwonej soczewicy i suszonych pomidorów

Jest piątek, więc czas weekendowych zakupów i niedzielnego rosołu nadchodzi.
Najbliższe dni, jak każda sobota i niedziela, z założenia będą spokojne i wolne od tygodniowego zgiełku oraz zabiegania.
Po weekendzie do strudzonych pań i panów domu powróci pytanie porosołowe, co zrobić z mięsem?

Z rozwiązaniem przychodzi dzisiejszy post.
Choć sama nigdy nie zastanawiałam się co robiły moje babcie i rodzice z tym faktem, ostatnio postanowiłam zmierzyć się z pozornym problemem.

Nie będzie dla nikogo zaskoczeniem, że mięso z zupy traci dużo swojego aromatu, a jego przegotowanie sprawia, że staje się twarde i żylaste. Uratować sytuacje mogą przyprawy oraz  wszelkiego rodzaju tłuszcze, które są nośnikami smaku. 

Najpopularniejszym pomysłem jest pasztet. 

Odczarowanie standardowej wersji "mięso i nic więcej" nie jest trudne. Jako bazy użyłam czerwonej soczewicy, a delikatną konsystencję i cudowny aromat zapewniają suszone pomidory. 

Musicie spróbować!




Pasztet z gotowanego mięsa, czerwonej soczewicy i suszonych pomidorów
na średnią keksówkę


  • 400g ugotowanego mięsa (mieszanego np. z rosołu)
  • 150g czerwonej soczewicy
  • 80g suszonych pomidorów
  • 5 łyżek oliwy lub oleju (użyłam oliwy, w której były pomidory)
  • 3 jajka
  • 1 natka pietruszki (lub 2 łyżki suszonej)
  • 1 łyżeczka soku z cytryny
  • sól morska
  • świeżo mielony pieprz


Soczewicę zalewamy wodą na noc.

Następnego dnia.

Foremkę smarujemy masłem i wykładamy papierem do pieczenia.
Piekarnik nagrzewamy do 180 stopni.
Namoczoną soczewicę gotujemy (w nowej wodzie!) bez dodatku soli. Studzimy.

Mięso (najlepiej w mniejszych kawałkach), soczewicę, pomidory i przyprawy razem miksujemy w malakserze na jednolitą masę.
Po doprawieniu do smaku dodajemy jaka i jeszcze chwilę miksujemy.

Tak przygotowany pasztet przekładamy do foremki i pieczemy 50-55 minut (grzanie góra-dół).

Podajemy po całkowitym ostudzeniu, najlepiej po nocy w lodowce.

Smacznego!




Pozdrawiam,
Praline

czwartek, 19 lutego 2015

Sernik kokosowo-kajmakowy

Do tego, że jestem wielką fanką serników nikomu nie muszę się przyznawać.
Piekę je stosunkowo bardzo rzadko, co ma zbawienny wpływ na moje zdrowie.

Ostatnio wpadła mi w ręce pierwsza, owiana już prawie legendą, książka Liski.
Nie sądziłam, że znajdę w niej tyle przepisów odpowiadających moim gustom. Jest z czego wybierać i już teraz wiem, że na jednym razie nasza przygoda się nie zakończy.

Dodałam do masy odrobinę wiórków kokosowych, żeby jeszcze bardziej podkreślić kokosowy charakter sernika.

Choć w oryginale też jej nie ma, dodałam od siebie jeszcze polewę czekoladową.
Nie wiem jak to możliwe, ale pięknie dopełnia idealną kompozycję składników. Zabiera co prawda trochę czasu podczas przygotowań, więc jeśli tego nie macie pod dostatkiem, płatki (lub wiórki) kokosowe wysypcie prosto na kajmak.

Sernik sam w sobie jest bardzo sycący i po jednym kawałku choć chce się więcej, nie ma już sił na dokładkę.


Sernik kokosowo-kajmakowy
za Elizą Mórawską w Słodkie
Spód
  • 300g ciastek czekoladowych
  • 50g masła

Masa serowa
  • 800g sera kremowego
  • 200g cukru pudru
  • 2 jajka
  • 30g mąki ziemniaczanej

Wierzch
  • 200g masy kajmakowej (oryginalnie 100g)
  • 100g gorzkiej czekolady
  • 4 łyżki śmietanki kremówki
  • 2 łyżki masła
  • 50g wiórków kokosowych (oryginalne płatki kokosowe)

Okrągłą foremkę o średnicy 26 cm smarujemy masłem i wykładamy papierem do pieczenia.
Pielarnik nagrzewamy do 160 stopni.
Ciasteczka kruszymy. Masło rozpuszczamy. Łaczymy razem.
Tak przygotowaną sypiącą się masę wykładamy na spód foremki.
Wkładamy do lodówki na czas przygotowywania masy serowej.
Ser miksujemy z cukrem. Następnie odajemy po jednym jajku, a na końcu mąkę ziemniaczaną.
Masę przelewamy na schłodzony spód.

Smacznego!

Pozdrawiam,
Praline

piątek, 13 lutego 2015

Bułki amarantusowe

Witajcie! 


Zgodnie z facebookową obietnicą, dziś bułki amarantusowe.


Mąką z prażonego amarantusa zdążyła zapuścić korzenie w mojej szufladzie. 
W końcu przyszedł jej wielki dzień i zdążyła pokazać swoje oblicze przed upłynięciem daty przydatności do spożycia.

Kiedy tylko odwiedzam mój dom rodzinny, piekę bez przerwy. 
Każdy wraca do domu z innego powodu. Moje oczy szklą się na widok piekarnika.

Tak więc i oto podczas ostatniej wizyty w przelocie poczyniłam bułki.
Ze względu na stosunkowo spory dodatek mąki amarantusowej ciasto mocno się klei. Pomimo tego  jest bardzo wdzięczne we współpracy. 

Z mojego bazowego przepisu na bułki, wyrzuciłam standardowe dodatki, zastępując je szlachetniejszymi odpowiednikami. 

Orzechowy aromat mąki amarantusowej, wyjątkowość najlepszej jaką macie oliwy z oliwek i orzeźwiająca sól morska układają się w kompatybilną całość, tworząc śniadanie idealne!
Zapraszam!


Bułki amarantusowe
na 12 średnich sztuk lub 9 dużych



  • 400g mąki pszennej
  • 100g prażonej mąki amarantusowej
  • 50g drożdży
  • 300-350ml ciepłej wody
  • 40g oliwy z oliwek (4 łyżki)
  • 1 łyżeczka cukru
  • 1 łyżeczka soli morskiej (utłuczonej w moździerzu)
  • ewentualnie 1 jajko/50ml mleka


W miseczce przygotowujemy zaczyn. Drożdże i cukier rozpuszczamy w 100ml wody, odstawiamy do wyrośnięcia w ciepłe miejsce na 15 minut.
Do dużej miski przesiewamy obie mąki.
Dodajemy zaczyn i resztę składników i wyrabiamy ciasto, aż zacznie odchodzić od ręki.
Odstawiamy do wyrośnięcia w ciepłe miejsce na 30 minut,  pod przykryciem z lekko wilgotnej ściereczki.
Na blaszce dostosowanej do piekarnika wykładamy papier do pieczenia.
Piekarnik nagrzewamy do 180st.
Teraz formujemy bułki. Po cztery w trzech rzędach. W tym miejscu można posmarować ich wierzch rozbełtanym jajkiem lub mlekiem. 
Odstawiamy do już ostatniego wyrośnięcia na na 15-20 minut.

Pieczemy 20 minut. Studzimy.

Smacznego!



Pozdrawiam,
Praline



ps.
















piątek, 30 stycznia 2015

Nigdy nie żałuj jednego uśmiechu



Ja jak zwykle kalkulowałam, że nie stać mnie na kolejną „zwykłą czarną”, bo miałam oszczędzać na nowy telefon, kaszmirowy sweter i weekend w Paryżu. Trudno, weszłam. Jak zwykle.

To uczucie, kiedy czujesz się jak człowiek na poziomie. Bo cię stać, bo masz fajne okulary. Po raz kolejny rzuciłam grzeczne i szczere „dzień dobry, zwykłą czarną poproszę”. A ona za ladą znów popatrzyła na mnie wzrokiem „serio?”. Szybko dodałam „chyba, że macie coś bez mleka”.

Mieli. Zapłaciłam. Rzuciła rzeczy w kąt i dopiero go zauważyłam. W jednej z tych sieciowych, dworcowych kawiarni. Zaraz przy szybie. Na pierwszy rzut oka niezauważony. Siedział i czytał. Albo przeglądał fejsa. Miał idealne okulary i bystre oczy. I obserwował mnie od wejścia. Kiedy czekam też to robi. Niby ukradkiem, ale zauważalnie.

A ja znów udaję księżniczkę i tylko uśmiecham się pod nosem. Odbieram kawę, zdejmuję płaszcz, poprawiam włosy.

Odwracam się, żeby w końcu przyłapać to spojrzenie i odwzajemnić się uśmiechem.

A jego już nie ma.

Czy właśnie zaprzepaściłam szansę na wielkie laf story, albo miłe 1o minut czekania?

Nie żałuj uśmiechu. Nigdy nie wiesz kiedy okazje do obdzielenia nim innych się skończą.


A czekoladowa kawa bez mleka i bitej śmietaty przybierze gorzki smak.


Praline

poniedziałek, 19 stycznia 2015

Słodki Wierzynek, czyli królewskie desery w sercu Krakowa.

Miejsce, które wypłukuje z mojego portfela ostatnie pieniądze i dba o motywacje do ćwiczeń fizycznych. Jedyne tego typu, które odwiedzam. 



Słodka i młodsza siostra owianego legendą krakowskiego Wierzynka. Startując z takiej pozycji nie mogła być klapą. 


Otwarta w samym sercu Rynku Głównego kawiarnia zalewa kilogramami słodyczy w bardzo przystępnej jak na takie miejsce cenie. 



Fantastyczny i lekki jak obłoczek torcik malinowy z feerią niespodzianek w środku

Jedyne czego możemy się obawiać, to braku wolnego stolika, szczególnie popołudniami i wieczorem.




Idealne dla wymagających, poszukujących kameralnego miejsca na kawę i coś słodkiego. 
Idealne także dla turystów spragnionych polskiej tradycji. Flagowym produktem jest czekoladka firmowa z nadzieniem ze śliwowicy. Rozkosz!




Niewątpliwym atutem Słodkiego jest fakt ręcznej manufaktury wszystkiego, co można tam znaleźć. Warto zaznaczyć, że trwa teraz wyprzedaż asortymentu świątecznego (-25%) oraz ruszyła specjalna oferta dla babć i dziadków. Wielkie tuby z wszelakimi ciasteczkami (m.in. maślane, pierniki; 23zł sztuka) 




Jeśli będziecie w jego pobliżu polecam spróbować przepysznych makaroników (wyśmienity pomarańczowo-kajmakowy i marcepanowo-pistacjowy). Aby spróbować wszystkich wystarczy codzienne wstępować do Słodkiego Wierzynka na kawę. Jeśli wczesnym rankiem i przedpołudniem przechadzacie się w okolicach Rynku Głównego 15, jest to doskonała okazja, bo do 12 trwają happy hours, kiedy to każda kawa na wynos kosztuje nas 3zł. (!) A do tej kawy, makaronik (2,50zł sztuka).  



Gdybyście chcieli zabrać kawek Wierzynka do domu lub podarować go komuś w prezencie, przeznaczyć do tego można wszystko. Przez czekoladki, czekoladowe figurki, ciasta, ciasteczka, alkohole po piękną filiżankę, do użytku wielokrotnego, a wraz z nią kilka słodkości w środku (zestaw 49zł).



Mojej jeszcze pilnuje Gustaw, przyjaciel siostry.

Elegancko i przystępnie. Zwróćcie uwagę na okulary dziewczyn za ladą. Co jedne to lepsze.

Pozdrawiam!
Praline

środa, 14 stycznia 2015

Rogaliki drożdżowe z nadzieniem czekoladowo-orzechowo-wiśniowym


Co roku powrót do rzeczywistości po przerwie świątecznej bywał trudny.
W tym roku było inaczej. Przerwy świątecznej prawie nie było. 
Nie było na moje własne życzenie! 

Aktywnie spędzony czas procentuje. Procentuje radością i bólem głowy.
Procentuje uśmiechami wdzięczności i zadowolenia.
Procentuje nade wszystko, tak czy siak, świątecznymi kaloriami i melodią kolęd. Tę ostatnią nawet dziś, w dzień iście kwietniowy wygrywał starszy pan na flecie. A siedział na progu zniszczonej kamienicy.

***

W rytmie odjeżdżających pociągów i trzaskających drzwi, piekę ile mogę. 
Bo jest kogo karmić.

Dziś zapraszam Was na rogaliki. To chyba jedna z najbardziej wdzięcznych form radosnej drożdżowej twórczości. Wymagają trochę czasu i matematycznego kunsztu, ale nawet laicy w tej drugiej świetnie sobie poradzą.

Nadzienie nie jest przypadkowe. Połączenie orzechów, czekolady i wiśni sprawdza się w każdej sytuacji, w różnym towarzystwie. 
Herbaty, kawy, nalewki..

Przepis przyda się na Dzień Babci i Dziadka. Rogaliki to babcina specjalność, dlatego, jak mniemam, ucieszą babcie i dziadków. Bo ci lubią, kiedy wykorzystujemy i ulepszamy to, czego nas nauczyli.



Drożdżowe rogaliki z nadzieniem czekoladowo-orzechowo-wiśniowym
  • 1kg mąki
  • 100g świeżych drożdży
  • 400ml + 150ml ciepłego mleka
  • 180g + 2 łyżki cukru 
  • 1 jajko
  • 150g roztopionego masła


Z drożdży, 150ml mleka i 2 łyżek cukry robimy rozczyn (łączymy wszystkie składniki najlepiej drewnianą łyżeczką).  Pod ściereczką odstawiamy do wyrośnięcia na około 15 minut.

W dużej misce łączymy resztę składników z zaczynem. Wyrabiamy do uzyskania elastycznego ciasta, którego boki odchodzą od miski.
Odstawiamy do wyrośnięcia na około godzinę (najlepiej do podwojenia objętości).
W tym czasie przygotowujemy nadzienie.

  • 200g mielonych/drobno posiekanych orzechów laskowych
  • 280g konfitury wiśniowej (sprawdzą się też powidła śliwkowe)
  • 100g posiekanej czekolady (u mnie gorzka)
  • 2 łyżki kakao
  • 1 łyżka płynnego miodu/syropu klonowego/syropu z agawy
  • mleko do posmarowania rogalików

Wszystkie składniki łączymy razem.

Ciast dzielimy na 5 części. Każdą cześć rozwałkowujemy na okrągły placek o grubości ok 4-5 milimetrów. Ten zaś dzielimy na 8-12 trójkątów (jak pizzę, w zależności od tego, jak duże chcemy rogaliki).

Każdy trójkąt smarujemy po wewnętrznej stronie łyżeczką nadzienia i zwijamy, od podstawy do czubka. Wierzch smarujemy mlekiem i odstawiamy do ponownego wyrośnięcia na ok 20 minut.

Piekarnik nagrzewamy do 180 stopni, pieczemy 15-17 minut.

Studzimy. Przed podaniem oprószamy cukrem pudrem.




Smacznego!

Pozdrawiam,
Praline

ps. Po długiej przerwie znów do mnie wróciła i zachwyciła. Przesłuchajcie cały album.