Za oknem szaro-buro (i zimno). Nie pozostaje nic innego, jak tylko zacząć coś robić, żeby nie zanudzić się przed telewizorem. Coś nowego. Coś kreatywnego i innego (mnie to nie grozi, jeśli mam dzbanek herbaty, Kuchnię.TV i TVNStyle ;) Dziś był zestaw obowiązkowy. Ale był też On. Mój Dziadek. Wielbiciel dobrej kuchni, z zamiłowania i pasji wodzirej rewiowy.
Lubię spędzać z Nim czas. Słuchać opowiadań o młodości z Babcią, poziomie stomatologii lat 50... Zrywać na tarasie przeźroczyste, nasłonecznione winogrona. Te małe, słodkie kuleczki - jeden ze smaków dzieciństwa i wakacji u dziadków.
Pierwszy raz. Dziś. Z Nim. Wino gronowe.
Odkryłam chyba swoją nową pasję. Najpierw zbieranie. Mycie. Potem dokładne przebieranie (do wina nadają się tylko najlepsze owoce. Te nawet troszkę uszkodzone mogą spowodować klapę). Obieranie i wyciskanie moszczu (to to co zostanie wygniecione, nie sok)
Zadawałam miliony pytań, a On cierpliwie tłumaczył. Drożdże, cukier, pożywka, fermentacja, czas... długie leżakowanie. Podarował mi fachową literaturę. Dziadek, odkąd pamiętam, razem z Tatą co lato robił wino, które pojawiało się na wigilijnym stole. Raz lepsze, raz gorsze, ale zawsze domowe. Już jako małolata upijałam z czyjegoś kieliszka choćby łyczek (ile wtedy musiałam się naprosić...). A teraz zrobiłam sama (prawie). Ciekawe 'co z niego wyrośnie?'
Praline
cudowne chwile..
OdpowiedzUsuń