Taila (ten biały potworek) ma swoją drogę, którą codziennie musi przebyć, także i tym razem zaczęłyśmy od 'sprawdzenia terenu'.
A później zaczęły się jesienne zachwyty. Tu stos kolorowych opadłych- bądź jeszcze nie- liści. Tu jakaś trawka błyszczy się w słońcu. Tu kwiatuszek. Tu... Zapatrzona na piękno natury i wsłuchana w ulubioną składankę pomyliłam dobrze mi znane ścieżki i długotrwale błądziłam w chaszczach po pachy. Gdy już jakimś cudem odnalazłam się w terenie razem z Tailą przypominałyśmy strachy na wróble. Pooblepiane różnego rodzaju kłaczkami i kującymi trawami wracałyśmy do domu, stajac się widowiskiem dla sąsiadów ;)
Uwielbiam jesień. Długie wieczory przy kubku herbaty. Ciepły koc i książka. Bukiet suchych liści w wazonie. Nawet kiedy pada deszcz i nic nie zapowiada poprawy, ja nadal pozostaje zwolenniczką zimniejszych pór roku. Charakterystyczny szelest liści i delikatny wiatr we włosach. Kieszenie pełne kasztanów. Stos chusteczek. I tych pod szyję i tych do nosa ;)
Praline
dzisiaj bez przepisu ?
OdpowiedzUsuńOd pewnego czasu mam nowe hobby, oczekiwanie w niepewności na nowy post u Ciebie na blogu :)
muza :)
makaron z kurkami brzmi smakowicie. Ja też preferuję chłodniejsze pory roku, ubrania na cebulkę i syrop z tegóż warzywa, który mój ojciec robił gdy byłam mała i często chorowałam.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie,
M.
Pięknie jesiennie i nastrojowo u Ciebie...
OdpowiedzUsuńA kurki są dobre ze wszystkim.
Taka jesien kocham. Te kolory, zapach powietrza. Byleby nie padalo. :)
OdpowiedzUsuń